Jesteś tutaj

II Rajd Motocyklowo - Konny ostatniej szarży Kawaleri Polskiej "Borujsko 2021"

Obrazek użytkownika GarażPct
Wysłane przez GarażPct w sob., 06/03/2021 - 15:00
Borujsko 2021

6 marca i Garaż PCT się tam pojawił. To znowu był bardzo udany wspólny wyjazd z nutą historii w tle.     Stopka historyczna:

"Wieś Borujsko (niem. Schönfeld, od 1947 roku Żeńsko) wchodziła w skład tak zwanej pozycji ryglowej Wału Pomorskiego. Niewielka miejscowość, nad którą górowały wieża kościelna i komin gorzelni, była jednym z najsilniejszych węzłów niemieckiej obrony tej pozycji. Broniły jej ziemno-drewniane schrony polowe oraz silne punkty oporu zlokalizowane w poszczególnych gospodarstwach. Niemcy dysponowali tu licznymi Panzerfaustami – ręcznymi granatnikami przeciwpancernymi, śmiertelnie niebezpiecznymi dla czołgów na krótkich dystansach. Sam teren również sprzyjał obronie. Podejścia do wsi usiane były głębokimi jarami, idealnymi na wszelkiego rodzaju pułapki. Wieś obsadzali doświadczeni żołnierze dwóch pułków niemieckiej 163. Dywizji Piechoty.

Polska brygada kawalerii w pobliżu Borujska pojawiła się pod koniec lutego 1945 roku. Do tego czasu pozycja ta była bezskutecznie szturmowana przez polskie oddziały z 1. i 2. Dywizji Piechoty. W zdobywaniu ich zachodniej części, w rejonie Drawska i Mirosławca, brały dział oddziały 1 Samodzielnej Warszawskiej Brygady Kawalerii. Jednostka ta, sformowana wiosną 1944 roku i w większości składająca się głównie z weteranów wojny 1939 roku (głównie ułanów 19 i 21 pułku ułanów), dowodzonych przez oficerów radzieckich, brała już udział w walkach o Warszawę i na Pomorzu, jednak najczęściej walczyła w szyku pieszym, jako uzupełnienie oddziałów piechoty, koni używając jedynie jako środka transportu. Pod Borujskiem wejść miała do walki jako klasyczny oddział kawaleryjski.

Pierwsze ataki na niemieckie pozycje pod Borujskiem nie przyniosły efektów. Po kilkudniowych przygotowaniach, rankiem 1 marca na Borujsko i pobliski Żabin ruszyło kolejne natarcie. Po 30-minutowym ostrzale artyleryjskim do ataku ruszyły oddziały 2 Dywizji Piechoty – silny ogień niemieckich karabinów maszynowych zatrzymał je w szczerym polu.

Nie powiodło się, ani wsparcie ataku przez czołgi 2 batalionu pancernego, ani ponowienie szturmu wczesnym popołudniem z użyciem większej liczby czołgów i towarzyszących im oddziałów fizylierów. Niemiecki ogień uniemożliwiał przemieszczanie się piechocie, pozbawione osłony czołgi padały ofiarą pancerfaustów, których obsługa ukryta była w zamaskowanych stanowiskach na przedpolu Borujska. „Zrobili szachownicę z pancerfaustów fantastycznie zamaskowanych, każdy w dołku, obok po 10 sztuk poukładanych pancerfaustów” – pisał uczestnik walk pod Borujskiem Zbigniew Flisowski. Zbigniew Sarak: „Prawie bez strat zaatakowaliśmy okopy przeciwnika, z których pryskali jak myszy spod miotły wystraszeni żołnierze niemieccy, porzucając broń. Cięliśmy i dalej. Tuż przed Borujskiem dopadliśmy jaru, który przylegał prawie do samej wsi. Spieszyliśmy się i ruszyliśmy do ataku w kierunku kościoła.”

Po trzech nieudanych szturmach wydawało się, że natarcie na Borujsko załamało się – i wtedy do walki wkroczyli polscy kawalerzyści. Początkowo ich udział w walce miał ograniczyć się do rozbijania wycofujących się oddziałów niemieckich po przełamaniu obrony przez polskie czołgi, teraz jednak musieli wziąć na siebie główny ciężar natarcia. Dwa szwadrony ułanów dowodzone przez porucznika Zbigniewa Staraka i podporucznika Mieczysława Spisackiego, wsparte oddziałem artylerzystów konnych, ruszyły do ataku o godzinie 15:45.

„Strzeliła w górę czerwona rakieta – to sygnał do ataku. Padła komenda „Lance, szable w dłoń!” – wspominał dowodzący szarżą por. Starak. – Rozwinięte w linię plutony wyskoczyły z lasu. Cwałem doszliśmy do toru kolejowego, przeskoczyliśmy przezeń, przejechaliśmy się po szachownicy grenadierów, którzy niszczyli nam pancerfaustami czołgi”. „Plutony pędziły teraz prawie w jednej linii cwałem. Zdzierałem sobie gardło, poprawiając szyki – wspomina Zbigniew Flisowski. – Wspaniały to był widok ta rwąca fakla naszego natarcia. Minęliśmy nasza piechotę, minęliśmy czołgi. O czym się myśli w takiej chwili? Tylko o jednym dorwać się do wroga. Przeskoczyliśmy przez wnęki pancerfaustników, konie brały rowy, kto się wychylił lub uciekał, dostawał szablą”. W szeregach niemieckich wybuchła panika – żołnierze rzucili się od ucieczki w kierunku Borujska. Uwolniona od ostrego ostrzału polska piechota oderwała się do ataku, natarcie podjęły także czołgi 1. batalionu pancernego. Tymczasem ułani dowodzeni przez porucznika Staraka kontynuowali szarżę.

 Ok. 17:00 Borujsko zostało zdobyte. Niemcy stracili ponad 500 zabitych i 50 rannych; po stronie polskiej zginęło 147 żołnierzy, a 349 odniosło rany, ale wśród kawalerzystów straty były niewielkie: w otwartej szarży na umocnione stanowiska niemieckie poległo zaledwie siedmiu ułanów, a rannych zostało kilkunastu. źródło: Stopka historyczna:

Wieś Borujsko (niem. Schönfeld, od 1947 roku Żeńsko) wchodziła w skład tak zwanej pozycji ryglowej Wału Pomorskiego. Niewielka miejscowość, nad którą górowały wieża kościelna i komin gorzelni, była jednym z najsilniejszych węzłów niemieckiej obrony tej pozycji. Broniły jej ziemno-drewniane schrony polowe oraz silne punkty oporu zlokalizowane w poszczególnych gospodarstwach. Niemcy dysponowali tu licznymi Panzerfaustami – ręcznymi granatnikami przeciwpancernymi, śmiertelnie niebezpiecznymi dla czołgów na krótkich dystansach. Sam teren również sprzyjał obronie. Podejścia do wsi usiane były głębokimi jarami, idealnymi na wszelkiego rodzaju pułapki. Wieś obsadzali doświadczeni żołnierze dwóch pułków niemieckiej 163. Dywizji Piechoty.

Polska brygada kawalerii w pobliżu Borujska pojawiła się pod koniec lutego 1945 roku. Do tego czasu pozycja ta była bezskutecznie szturmowana przez polskie oddziały z 1. i 2. Dywizji Piechoty. W zdobywaniu ich zachodniej części, w rejonie Drawska i Mirosławca, brały dział oddziały 1 Samodzielnej Warszawskiej Brygady Kawalerii. Jednostka ta, sformowana wiosną 1944 roku i w większości składająca się głównie z weteranów wojny 1939 roku (głównie ułanów 19 i 21 pułku ułanów), dowodzonych przez oficerów radzieckich, brała już udział w walkach o Warszawę i na Pomorzu, jednak najczęściej walczyła w szyku pieszym, jako uzupełnienie oddziałów piechoty, koni używając jedynie jako środka transportu. Pod Borujskiem wejść miała do walki jako klasyczny oddział kawaleryjski.

Pierwsze ataki na niemieckie pozycje pod Borujskiem nie przyniosły efektów. Po kilkudniowych przygotowaniach, rankiem 1 marca na Borujsko i pobliski Żabin ruszyło kolejne natarcie. Po 30-minutowym ostrzale artyleryjskim do ataku ruszyły oddziały 2 Dywizji Piechoty – silny ogień niemieckich karabinów maszynowych zatrzymał je w szczerym polu.

Nie powiodło się, ani wsparcie ataku przez czołgi 2 batalionu pancernego, ani ponowienie szturmu wczesnym popołudniem z użyciem większej liczby czołgów i towarzyszących im oddziałów fizylierów. Niemiecki ogień uniemożliwiał przemieszczanie się piechocie, pozbawione osłony czołgi padały ofiarą pancerfaustów, których obsługa ukryta była w zamaskowanych stanowiskach na przedpolu Borujska. „Zrobili szachownicę z pancerfaustów fantastycznie zamaskowanych, każdy w dołku, obok po 10 sztuk poukładanych pancerfaustów” – pisał uczestnik walk pod Borujskiem Zbigniew Flisowski. Zbigniew Sarak: „Prawie bez strat zaatakowaliśmy okopy przeciwnika, z których pryskali jak myszy spod miotły wystraszeni żołnierze niemieccy, porzucając broń. Cięliśmy i dalej. Tuż przed Borujskiem dopadliśmy jaru, który przylegał prawie do samej wsi. Spieszyliśmy się i ruszyliśmy do ataku w kierunku kościoła.”

Po trzech nieudanych szturmach wydawało się, że natarcie na Borujsko załamało się – i wtedy do walki wkroczyli polscy kawalerzyści. Początkowo ich udział w walce miał ograniczyć się do rozbijania wycofujących się oddziałów niemieckich po przełamaniu obrony przez polskie czołgi, teraz jednak musieli wziąć na siebie główny ciężar natarcia. Dwa szwadrony ułanów dowodzone przez porucznika Zbigniewa Staraka i podporucznika Mieczysława Spisackiego, wsparte oddziałem artylerzystów konnych, ruszyły do ataku o godzinie 15:45.

„Strzeliła w górę czerwona rakieta – to sygnał do ataku. Padła komenda „Lance, szable w dłoń!” – wspominał dowodzący szarżą por. Starak. – Rozwinięte w linię plutony wyskoczyły z lasu. Cwałem doszliśmy do toru kolejowego, przeskoczyliśmy przezeń, przejechaliśmy się po szachownicy grenadierów, którzy niszczyli nam pancerfaustami czołgi”. „Plutony pędziły teraz prawie w jednej linii cwałem. Zdzierałem sobie gardło, poprawiając szyki – wspomina Zbigniew Flisowski. – Wspaniały to był widok ta rwąca fakla naszego natarcia. Minęliśmy nasza piechotę, minęliśmy czołgi. O czym się myśli w takiej chwili? Tylko o jednym dorwać się do wroga. Przeskoczyliśmy przez wnęki pancerfaustników, konie brały rowy, kto się wychylił lub uciekał, dostawał szablą”. W szeregach niemieckich wybuchła panika – żołnierze rzucili się od ucieczki w kierunku Borujska. Uwolniona od ostrego ostrzału polska piechota oderwała się do ataku, natarcie podjęły także czołgi 1. batalionu pancernego. Tymczasem ułani dowodzeni przez porucznika Staraka kontynuowali szarżę.

 Ok. 17:00 Borujsko zostało zdobyte. Niemcy stracili ponad 500 zabitych i 50 rannych; po stronie polskiej zginęło 147 żołnierzy, a 349 odniosło rany, ale wśród kawalerzystów straty były niewielkie: w otwartej szarży na umocnione stanowiska niemieckie poległo zaledwie siedmiu ułanów, a rannych zostało kilkunastu. źródło : Stopka historyczna:

Wieś Borujsko (niem. Schönfeld, od 1947 roku Żeńsko) wchodziła w skład tak zwanej pozycji ryglowej Wału Pomorskiego. Niewielka miejscowość, nad którą górowały wieża kościelna i komin gorzelni, była jednym z najsilniejszych węzłów niemieckiej obrony tej pozycji. Broniły jej ziemno-drewniane schrony polowe oraz silne punkty oporu zlokalizowane w poszczególnych gospodarstwach. Niemcy dysponowali tu licznymi Panzerfaustami – ręcznymi granatnikami przeciwpancernymi, śmiertelnie niebezpiecznymi dla czołgów na krótkich dystansach. Sam teren również sprzyjał obronie. Podejścia do wsi usiane były głębokimi jarami, idealnymi na wszelkiego rodzaju pułapki. Wieś obsadzali doświadczeni żołnierze dwóch pułków niemieckiej 163. Dywizji Piechoty.

Polska brygada kawalerii w pobliżu Borujska pojawiła się pod koniec lutego 1945 roku. Do tego czasu pozycja ta była bezskutecznie szturmowana przez polskie oddziały z 1. i 2. Dywizji Piechoty. W zdobywaniu ich zachodniej części, w rejonie Drawska i Mirosławca, brały dział oddziały 1 Samodzielnej Warszawskiej Brygady Kawalerii. Jednostka ta, sformowana wiosną 1944 roku i w większości składająca się głównie z weteranów wojny 1939 roku (głównie ułanów 19 i 21 pułku ułanów), dowodzonych przez oficerów radzieckich, brała już udział w walkach o Warszawę i na Pomorzu, jednak najczęściej walczyła w szyku pieszym, jako uzupełnienie oddziałów piechoty, koni używając jedynie jako środka transportu. Pod Borujskiem wejść miała do walki jako klasyczny oddział kawaleryjski.

Pierwsze ataki na niemieckie pozycje pod Borujskiem nie przyniosły efektów. Po kilkudniowych przygotowaniach, rankiem 1 marca na Borujsko i pobliski Żabin ruszyło kolejne natarcie. Po 30-minutowym ostrzale artyleryjskim do ataku ruszyły oddziały 2 Dywizji Piechoty – silny ogień niemieckich karabinów maszynowych zatrzymał je w szczerym polu.

Nie powiodło się, ani wsparcie ataku przez czołgi 2 batalionu pancernego, ani ponowienie szturmu wczesnym popołudniem z użyciem większej liczby czołgów i towarzyszących im oddziałów fizylierów. Niemiecki ogień uniemożliwiał przemieszczanie się piechocie, pozbawione osłony czołgi padały ofiarą pancerfaustów, których obsługa ukryta była w zamaskowanych stanowiskach na przedpolu Borujska. „Zrobili szachownicę z pancerfaustów fantastycznie zamaskowanych, każdy w dołku, obok po 10 sztuk poukładanych pancerfaustów” – pisał uczestnik walk pod Borujskiem Zbigniew Flisowski. Zbigniew Sarak: „Prawie bez strat zaatakowaliśmy okopy przeciwnika, z których pryskali jak myszy spod miotły wystraszeni żołnierze niemieccy, porzucając broń. Cięliśmy i dalej. Tuż przed Borujskiem dopadliśmy jaru, który przylegał prawie do samej wsi. Spieszyliśmy się i ruszyliśmy do ataku w kierunku kościoła.”

Po trzech nieudanych szturmach wydawało się, że natarcie na Borujsko załamało się – i wtedy do walki wkroczyli polscy kawalerzyści. Początkowo ich udział w walce miał ograniczyć się do rozbijania wycofujących się oddziałów niemieckich po przełamaniu obrony przez polskie czołgi, teraz jednak musieli wziąć na siebie główny ciężar natarcia. Dwa szwadrony ułanów dowodzone przez porucznika Zbigniewa Staraka i podporucznika Mieczysława Spisackiego, wsparte oddziałem artylerzystów konnych, ruszyły do ataku o godzinie 15:45.

„Strzeliła w górę czerwona rakieta – to sygnał do ataku. Padła komenda „Lance, szable w dłoń!” – wspominał dowodzący szarżą por. Starak. – Rozwinięte w linię plutony wyskoczyły z lasu. Cwałem doszliśmy do toru kolejowego, przeskoczyliśmy przezeń, przejechaliśmy się po szachownicy grenadierów, którzy niszczyli nam pancerfaustami czołgi”. „Plutony pędziły teraz prawie w jednej linii cwałem. Zdzierałem sobie gardło, poprawiając szyki – wspomina Zbigniew Flisowski. – Wspaniały to był widok ta rwąca fakla naszego natarcia. Minęliśmy nasza piechotę, minęliśmy czołgi. O czym się myśli w takiej chwili? Tylko o jednym dorwać się do wroga. Przeskoczyliśmy przez wnęki pancerfaustników, konie brały rowy, kto się wychylił lub uciekał, dostawał szablą”. W szeregach niemieckich wybuchła panika – żołnierze rzucili się od ucieczki w kierunku Borujska. Uwolniona od ostrego ostrzału polska piechota oderwała się do ataku, natarcie podjęły także czołgi 1. batalionu pancernego. Tymczasem ułani dowodzeni przez porucznika Staraka kontynuowali szarżę.

 Ok. 17:00 Borujsko zostało zdobyte. Niemcy stracili ponad 500 zabitych i 50 rannych; po stronie polskiej zginęło 147 żołnierzy, a 349 odniosło rany, ale wśród kawalerzystów straty były niewielkie: w otwartej szarży na umocnione stanowiska niemieckie poległo zaledwie siedmiu ułanów, a rannych zostało kilkunastu."

źródło : https://wierzchowo.pl/aktualnosci

Borujsko 2021

 

 

Reklama